Spodziewanie się prawdy po odcinku lotniczego serialu National Geographic poświęconemu "Tragedii Smoleńskiej" który rozpoczyna się stwierdzeniem, iż rekonstrukcji dokonano na podstawie oficjalnych raportów to nieporozumienie. Ot popularna szmira.

Film z założenia nie był materiałem śledczym. Ot taki odcinek o katastrofie dedykowany szaremu zjadaczowi hamburgerów. Nie wykonano elementarnych dziennikarskich ustaleń. Twórców filmu nie zainteresowały podstawy twierdzeń o zamachu, które skwitowano stwierdzeniem o pojawiających się w mediach "teoriach spiskowych". Nie rozmawiano z prof. Biniendą ani żadnym innym niezależnym o rządów specjalistą. Wszystko zgodnie z zapowiedzią na początku "katastroficznego" odcinka oparto na oficjalnych ustaleniach zawartych w raporcie Millera i raporcie MAK. Powtórzono więc także zawarte w nim kłamstwa i pominięto wszelkie logiczne wątpliwości. Film przedstawia kpt Protasiuka jako dowódcę nieprofesjonalnej i kombinujacej załogi, jako niezorientowanego w realiach pilota podejmujacego decyzję pod wpływem jakichś psychologicznych nacisków i w oparciu o karierowiczowskie motywacje. Autorzy tak jak Miller i MAK nie zauważyli, że Protasiuk znał warunki terenowe w okolicach smoleńskiego lotniska oraz jego wyposażenie, gdyż kilkakrotnie tam lądował. Chociażby 3 dni wcześniej razem z Premierem Donaldem Tuskiem. Nie mógł więc polegać na wskazaniach wysokościomierza radiowego, gdyż musial mieć swiadomość przelotu nad jarem. Nie mógł także liczyć na odejście na podstawie TAWS, gdyż doskonale wiedział, że lotnisko nie jest ujęte w tym systemie. Film oparł sie także na niepotwierdzonych nigdy domniemaniach, bedących głownie faktem prasowym z Gazety Wyborczej, że w kabinie oprócz załogi był Kazana, a może nawet Błasik. Film nie zauważył także, że w tych strasznych warunkach niewiele wcześniej skutecznie i bez problemów wyladował samolot JAK z dziennikarzami, nie zauważył, że istnieje wielki zespół parlamentary, który zdemaskował wiele tez zawartych w obydwu raportach jako nieprawdziwe. Przekazano w filmidle jawne kłamstwa dotyczące braku materiałów wybuchowych na wraku i nie wspomniano, iż strona rosyjska nie tylko nigdy nie przekazała Polakom wraku do badania, ale wręcz podjeła wszelkie możliwe działania, by wrak Tupolewa pozbawić wartości dowodowej - np. wybijanie szyb, mycie, wycinanie wyszarpanych fragmentów poszycia. Z tak przygotowanej szmiry widz nie dowiedzial się gdzie jest kokpit i dlaczego go nie było na miejscu zdarzenia, za to był zarzucony kolejnymi kłamastwami o pełnej wiarygodności i pełnym zapisie rozmów z rejestratorów, oraz o zmasakrowanych wszystkich ciałach.

Ta szmira nie może niczego potwierdzać, jak to ujął Niesiołowski, ponieważ z założenia jest oparta na ustaleniach oficjalnych raportów rządów, które miały interes polityczny, by śledztwa wykazały, iż tragedia nastąpiła w wyniku katastrofy zawinionej przez załogę i pasażerów Tupolewa. A więc ludzi, którzy już nie mogą się bronić. Cała współpraca pomiedzy PRL-bis a ZSRS-bis, przepraszam, miedzy Polską a Rosją ukazana została jako harmoniczne współdziałanie dwóch grup śledczych, które otwarcie, szczerze i bez zbednej zwłoki, w atmosferze wzajemnego zaufania robiły wszystko, by ustalić autentyczny przebieg katastrofy. Lekkie róznice zdań co do roli wieży na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku, tylko uwiarygodniły to dążenie do prawdy.

Wyjątkowym skandalem ocierajacym się o absurd jest przedstawienie lotu Tupolewa jako cywilnego, mimo, dokonanego przez wojskowy pułk lotniczy, gdyż podobno procedury były cywilne. Od kiedy lądowanie samolotu należącego do polskiego wojska na rosyjskim lotnisku wojskowym z koniecznością posługiwania się językiem rosyjskim i pod bezpośrednim nadzorem wysokich oficerów rosyjskich służb lotniczych jest procedurą cywilną to nie wiadomo i autorzy filmu też nam tego nie raczyli wyjaśnić. Ważne, by wszystko było tak jak sobie życzyli rządowi funkcjonariusze obydwu państw, dzięki temu filmowcy z National Geographic mogli liczyć na ich wypowiedzi.

Prawdopodobnie takie podejście było przyczyną nie pociagnięcia w sposób logiczny wątków, które były stwierdzeniami prawdziwymi, ale które nie doczekały sie w tym filmiku podsumowania. Tak było z prawdziwym stwierdzeniem, że piloci Tupolewa nigdy nie lądowali. Jeśli tego nie robili to co spowodowało opadanie samolotu? Dlaczego załoga nie reagowała na dramatyczne obniżanie pułapu? A jeśli reagowała, to dlaczego samolot jej nie słuchał? Wszak doświadczenia z drugim Tupolewem udowodniły, że można się zniżyć muskajac grunt kołami samolotu, a mimo wszystko bez problemu poderwać maszynę. Festiwal kłamstw, ćwierćprawd i niekonsekwencji ale za to może dalsza współpraca pomiedzy NG i rządami obydwu krajów, bezpieczny brak protestów, not dyplomatycznych czy kłopotów z TVP, TVN albo TASS.

Czy nie jest jednak dziennikarskim skandalem, że filmowa szmira, przypominająca w swej wymowie 'wiarygodne" dokonania Ewy Ewart, zawiera jedynie rozmowy z przedstawicielami rządowymi, nawet tak skompromitowanymi jak Lasek, a jedynym wypowiadającym się dziennikarzem jest pismak z Gazety Wyborczej? Tylko kto powiedział, ze twórcy mieli aspiracje dziennikarskie. Ot taki produkcyjniak i gniot telewizyjny, który miał zaspokoić apetyty tępych zachodnich widzów i zapewnić sobie promocję przez rządowe media w obydwu krajach. A że przy okazji wali w krwawiące polskie serca? A co to kogo poza nami obchodzi?!

Ja dziś przynajmniej wiem czego moge się spodziewać po National Geographic i wywaliłem ten kanał z kablówki jako kompletnie niewiarygodny.